Nasza chora schroniskowa podopieczna

Nasza chora schroniskowa podopieczna

Od trzech tygodni gości u nas w domu chora perska koteczka. Jakiś czas temu dostałam telefon z tutejszego schroniska z zapytaniem, czy moja oferta zaoferowania jakiemuś zwierzęciu domu tymczasowego jest aktualna. Nie chodziło tu jednak o dom tymczasowy, tylko o dom końcowy. Kotka Sami, bo takie otrzymała imię, jest niestety śmiertelnie chora.

Nie wiadomo ile zostało jej czasu. Sami ma nowotwór płuc w zaawansowanym stadium i niewydolność nerek. Została wystawiona na ulicę razem ze swoja kuwetą, po czym właściciele odjechali…Dodam, że stało się to w lutym, kiedy to panowały spore mrozy.

Nie od razu podjęłam decyzję. Oboje z mężem biliśmy się z myślami, zastanawialiśmy się, czy podołamy temu zadaniu. Poza tym, Sami nie była jedyną kotka w schronisku czekającą na kogoś, kto ją przygarnie. Jest jeszcze jedna kotka, która ma troszkę więcej czasu. Może pożyć do ok 2 lat, przy czym Sami dawano max. parę miesięcy. Decyzja padła na nią, właśnie z tego powodu.

Pierwsze dni nie były łatwe. Sami jest kotką niekastrowaną, próbowała zdominować moje koty. Zdarzały się także ataki ze strony moich kotów, szczególnie ze strony Mai. Maję adoptowaliśmy ponad trzy lata temu, również z tego samego schroniska. To kotka, która wiele w swoim życiu wycierpiała. W wieku adopcji miała już ok 8 lat. Nigdy nie sądziłam, że zwierzę w tym wieku jest w stanie tak bardzo pokochać nowego właściciela. Szczególną miłością obdarzyła mnie i nie dziwię się, że widzi w Sami zagrożenie. Łączy mnie z Mają szczególna więź. Z początku nie ufna, prychała i syczała, gdy tylko próbowałam wyczesać jej futro. Szybko przekonała się, że nie chcę jej skrzywdzić. Nauczyłam ją prosić, robić to co chcę, reagować tylko na ruchy ręką. Doskonale rozumie, co mam na myśli i wykonuje moje komendy bezbłędnie. Nie tresowałam jej wogóle, poprostu ona zawsze rozumie każdy mój ruch. To wyjątkowy kot. Daje buzi noskiem, śpi na mojej głowie, broni mnie przed innymi kotami w ogródku. Do nikogo innego nie ma zaufania.

Ale wróćmy do Sami. W pierwszych dniach konieczna była jej izolacja, ze względu na niezbyt ciepłe przyjęcie przez moje koty. Z czasem syki i fuki zmniejszyły się. Jednak nadal zdarzają się w stosunkach z Mają. Z Baksem jest już o niebo lepiej. Wczoraj pierwszy raz urządzili bieganie przez pokoje! Aż serce się raduje, gdy widzę, że Sami zamiast umierać niechciana i niczyja w schroniskowej klatce, ma możliwość przeżyć jeszcze parę miłych chwil. Szczególnie cieszył mnie ostatni wypad do ogródka, kiedy to Sami bardzo się ożywiła. Nasłuchiwała śpiewu ptaków, wąchała każdy kwiatek,wygrzewała się w słońcu, gdy zabrakło jej tchu. Mam nadzieję, że będzie dane jej dożyć lata, ponieważ ma być tego roku wyjątkowo piękne…Czyż ta jędza nie jest piękna??