Przynoszenie zdobyczy przez kota

Przynoszenie zdobyczy przez kota.

Wiele emocji wzbudza niekiedy wśród ludzi fakt, że kot powracający z wycieczki do ogrodu czy na podwórko, przynosi czasem mysz albo ptaka. Zwykle wtedy kota się wyrzuca, krzyczy się na niego — a to bardzo, ale to bardzo niesłusznie. Jest to bowiem z jego strony objaw bardzo cenny, świadczący o jego wysokim stopniu uspołecznienia, poczucia wspólnoty i dbałości nie tylko o nasycenie własnego głodu, ale również o „nakarmienie” innych członków społecznej grupy, którą tworzy ze swymi ludzkimi współdomownikami. Słowem, jest to przejaw altruizmu, cechy, którą wszak zwykliśmy tak wysoko cenić. Toteż krzyki, gniew i kary ze strony „obdarowanych” ludzi są dla kota zupełnie niezrozumiałe i krzywdzące.

Do tej samej kategorii zjawisk należą też przypadki, kiedy kot przynosi do pokoju swego opiekuna na przykład kawałek mięsa, zabrany w kuchni z deseczki kogoś innego, mieszkającego w innej części mieszkania.

Nawet jeśli ktoś brzydzi się myszami, bądź też żałuje innego upolowanego przez kota zwierzątka, powinien „przyjąć” ofiarowaną zdobycz i dopiero kiedy on tego nie widzi, zrobić z nią co uważa za stosowne. Zdarza się nieraz — i to należy wykorzystać — że kot przynosi do domu żywe ptaki. Wtedy, przyjmując jego „dar” pogłaskaniem, należy zabrać ofiarę w bezpieczne miejsce i w stosownej chwili ją wypuścić, ewentualnie po podleczeniu jeśli okaże się to potrzebne i poza zasięgiem wzroku kota.

Zabawa myszą. Innym sposobem zachowania się kotów, które w wielu osobach wzbudza duże emocje, jest bawienie się przez pewien czas żywą jeszcze zdobyczą. Często pomawia się wtedy kota, zupełnie błędnie, o okrucieństwo, a nawet sadyzm, cechy psychiczne, które właściwe są jedynie pewnym ludziom. Tylko człowiek bowiem ma zdolność wartościowania i tak rozwiniętą wyobraźnię, aby wczuć się w sytuację innej istoty i pojąć, że zadaje jej cierpienia i że etyka nakazuje powstrzymać się od zadawania. Tymczasem zachowanie się kota jest zupełnie typowym zachowaniem drapieżnego zwierzęcia, które łatwo nasyciwszy już głód, nie zaspokoiło jeszcze wystarczająco swoich motywacji chwytania, gonienia, a wreszcie uśmiercanie zdobyczy. Identycznie, tylko trochę innymi „metodami” postępuje syty pies, który tropi, goni, chwyta i nieraz zabija wiewiórkę, kota, zająca, sarnę, których następnie wcale nie zjada, ale jeśli zdobycz pozostała jeszcze żywa i mu się wyrwie, z pasją goni ją dalej, aż do zamęczenia na śmierć. Tym samym namiętnościom ulegają jeszcze i dziś niektórzy ludzie, w których drapieżnicze atawizmy każą im znajdować uciechę w polowaniu i bawić się — z pomocą podobnie motywowanych psów — tropieniem, nagonką, osaczaniem, wywabianiem i zadręczaniem ofiary, czy to latającej, czy biegającej, czy też pływającej. Jeśli więc ktoś surowo potępia koty za postępowanie drapieżnicze, niechaj może zacznie od „niepodawania ręki” myśliwym i wędkarzom, od których wszak mamy prawo oczekiwać kierowania się etyką…

Rada jest prosta. Zamiast ubolewać nad niedolą biednej myszki czy innego schwytanego zwierzątka, należy kota zainteresować jakąkolwiek zabawką, np. poruszanym patyczkiem czy piłeczką, a jeszcze lepiej kawałeczkiem mięsa, a jego ofiarę dyskretnie zabrać z zasięgu jego wzroku, uważając, aby w rozpaczliwej obronie nie ugryzła swego wybawcy w palec!